Blondynka
Trująca słodycz (2x5)
:
Od rana w Majakach czuć wyraźne napięcie. Nastrój oczekiwania udziela się Pula - Huli, Jasiuni i tylko Sylwia nie czeka na to, co musi się wydarzyć. W domu Doktora Fusa zjawia się wreszcie matka Marcina, nazywana przez mieszkańców lecznicy Trującą Słodyczą. Cel wizyty jest oczywisty i nieskrywany. Trująca Słodycz chce poznać przyszłą synową i sprawdzić, czy jej syn znowu nie spudłował? Choć Sylwia nie zapisywała się na ten casting, to odważnie stawia czoło wyzwaniu. Nie unika spotkań, ale nie daje się wciągnąć w słowne gierki i poszturchiwania. Do ostatecznego starcia dochodzi w punkcie kopulacyjnym Waniuka, gdzie Sylwia wprawia swoją niedoszłą teściową w osłupienie, robiąc jej wykład na temat różnorodności kształtów przyrodzenia samców. A Marcin? Marcin w tej sytuacji statystuje. Miota się w klinczu miedzy dwiema najważniejszymi kobietami swojego życia. I przegrywa uczucie Sylwii. Jakby to powiedział wójt: definitywnie! Wójt za to nie odpuszcza. Wciąż negocjuje z Dalmatą odkupienie klaczy Nefretete dla swojej córeczki na hipoterapię. Dalmata zgadza się, ale pod warunkiem, że najpierw klacz się oźrebi. Wizyta w punkcie kopulacyjnym jest koniecznym początkiem tej drogi. Jasiunia i Marcin nieustannie próbują się dodzwonić do Australii, do doktora Fusa - wciąż bez skutku. Jasiunia posuwa się nawet do tego, że jest gotowa rozmawiać po angielsku. Wtedy pada przezabawne: Mej aj tok tu Dżon Fius, plis? Lecz tym razem to pomyłka. Złe przeczucia nie pozwalają Jasiuni spokojnie zasnąć. Swój dług wobec Sylwii spłaca Leo Szulc. Oddaje pożyczone pieniądze i zapewnia, że ma pomysł jak rozwiązać kwestię psów Belli. Mam dla nich ekstra raj - obiecuje. Wystarczy, że Sylwia jeszcze raz wesprze panią z Widziadeł. Leo rozpoczyna swoją pracę proroka końca świata. W salonie domu doktora mieszkańcy lecznicy mają okazję pierwszy raz usłyszeć o możliwości apokalipsy i choć nie wszyscy wy